To miała być inna lekcja perkusji niż wszystkie, które prowadziłem do tej pory. Pewnego czwartku dostałem mail od mamy, która szukała zajęć perkusji dla swojego 8-letniego syna Piotra. Zwykły mail jakich sporo otrzymuję jako nauczyciel perkusji. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że moje spojrzenie na naukę gry na perkusji zmieni się diametralnie. Umówiłem zajęcia na następną sobotę na godz 9:00. Umówiłem się na pierwszą lekcję w domu ucznia.
8:57 pukam do drzwi – po chwili otwiera mi wesoły i rezolutny chłopiec w okularach.
“Dzień dobry Panie duży!” – krzyknął z uśmiechem poprawiając okulary.
Już wiedziałem, że ta lekcja będzie ciekawa. Rodzice Piotra zaprosili mnie do salonu – zaproponowali herbatę z cytryną i małą słodkość. Porozmawialiśmy chwilę o tym, że Piotr prosił o perkusję 2 lata i w końcu z pomocą dziadków udało się kupić dla niego pierwszą perkusję akustyczną. Mama chłopaka myślała, że to przelotna zachcianka więc zwlekała ile się dało. Na początku Piotr nie mógł się nasycić instrumentem i nawalał całymi dniami śpiewając rozkosznie do ulubionych piosenek. Po jakimś czasie jednak znudziło mu się – wiedział, że jego granie jest inne niż to w piosenkach – a on chciał tak jak w tych piosenkach.
Wtedy też mama Piotra powiedziała, że Piotr wymaga szczególnej uwagi jako dziecko – mianowicie jest trochę inny niż inne dzieci – bardzo lubi żołnierzyki, plastikowe czołgi, łodzie podwodne i wszystko co związane z wojskiem. Do tego uwielbia zwierzęta – zwłaszcza różnego rodzaju ptactwo – potrafi nazwać bardzo dużo i uwielbia oglądać filmy z ptakami na YouTube. Do tego ma problem z napięciem mięśniowym i terapeuta zalecił mu ćwiczenia TUS oraz ćwiczenia koordynacyjne – perkusja doskonale wpisuje się w te wymagania.
Na studiach pedagogicznych oczywiście miałem do czynienia z podobnymi dziećmi – z dziećmi w spektrum, które często wymagają innego, szerszego podejścia do spraw nauczania. Pomyślałem sobie, że to piękne, że dzieci mają tak głębokie i szerokie zainteresowania. Z tą wiedzą poszliśmy wszyscy do pokoju gdzie stała perkusja. Piotr chyba trochę się stresował, bo nie znaliśmy się, ale ciekawość wzięła górę. Na początek powiedziałem mu kim jestem i jak długo uczę grać na perkusji – oczywiście spytał czy inne dzieci grają lepiej niż on, a ja odpowiedziałem, że każdy gra na innym poziomie i to zależy od tego jak długo grają i jak bardzo tego chcą.
Na początek chciałem sprawdzić na jakim poziomie gra Piotr i czym dla niego jest muzyka. Okazało się, że jego granie to raczej wesoła twórczość okołoperkusyjna – nie znał podstaw, ale czerpał z tego ogromną frajdę – wtedy powstało pytanie w mojej głowie – jak uczyć Piotra, by go nauczyć grać, ale nie zabić w nim tej radości z grania? Postanowiłem skupić się na mega podstawach i spróbować podstawowego beatu ze stopą na każdą ćwierćnutę i werbel na 2 i 4. Spróbowaliśmy najpierw bez muzyki, na sucho, by przećwiczyć nasz beat i żeby Piotr poczuł się komfortowo. Na początku szło trochę opornie i Piotr co chwila dodawał coś ekstra od siebie – bardzo długo zajęło mi przetłumaczenie, że to na nas opiera się piosenka i raczej nie dodajemy nic co nie jest potrzebne.
Po dwudziestu minutach udało się wszystko zgrać i zaczęliśmy razem grać rytm do utworu – jakaż to była radość! Nasza wspólna – moja, że w końcu udało mi się przekazać wiedzę, i u Piotra, że tak się z tego powodu cieszyłem.
Tamta pierwsza lekcja z Piotrem zmieniła moje podejście do nauczania. Zrozumiałem, że czasem najważniejsze nie jest to, jak szybko dziecko nauczy się grać, ale czy zachowa radość z muzyki. Dziś, kilka lat później, wciąż pamiętam tamten uśmiech – i wiem, że za jeden taki moment warto przeprowadzić dziesiątki lekcji.